Witajcie. Dzisiaj opowiem o tym jak po raz pierwszy galopowałam i
spadłam z konie. Niezbyt to przyjemne ale kiedyś w końcu każdy spadnie
oczywiście ten kto jeździ, mój pierwszy upadek miał miejsce właśnie
dzisiaj. Kiedy na padoku ćwiczyłam kłusowanie bez ląży towarzyszył mi w
jeździe koń zchodził z padoku więc postanowiłam pojeździć w miejscu
które zwolnił. Podczas wprowadzania w kłus Fiony klacz ruszyła z kopyta
przez jakiś kawałek starałam się utrzymać w siodle ale niestety poczułam
jak się zsuwać więc wyjęłam nogi ze strzemion żeby nie ugrzęzła mi
nich chwile później leżałam już na ziemi z relacji moich koleżanek
dowiedziałam się że spadłam na plecy przygniatając przy tym rękę i
przeturlałam się parę razy chociaż byłam przekona że upadłam na bok i
przeturlam się jeden raz na szczęście nic sobie nie zrobiłam a jedyne co
mnie teraz boli to ręka, biodro i plecy no i tyłek ale to od siodła po
wszystkim dowiedziałam się, że muszę wsiąść na konia jeszcze raz co
przyznaje przestraszyło mnie trochę ale Fiona była zbyt niespokojna i
narowista więc trenerka powiedziała żebym lepiej już na nią nie wsiadała
za co byłam wdzięczna ale przyznam szczerze, że nie winie za to konia
chodź inni pewnie tak uważają. Ja wiem na co się decyduje wsiadając na
konia i wiem co może się stać. Mimo to, kocham te olbrzymy a moje życie
bez nich nie miało by sensu w końcu wszyscy kiedyś umrzemy to czy nie
można umrzeć robiąc to co się kocha nie mam ty na myśli że chce umrzeć
chodzi o to, że dla mnie nie ma nic piękniejszego niż współpraca konia i
jeźdźca a konie dają mi szczęście i są ważnym elementem w moim życiu.
Na dzisiaj to wszystko napisze do was jutro
PS. Nie wszystkie wpisy będą poświęcone koniom
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz